Późnym wieczorem docieramy do celu wypoczynkowej części podróży – górzystej wyspy Koh Chang – Wyspy Słonia.
Z dżungli dochodzą dzikie odgłosy przekrzykujących się małp. Lazurowe morze, palmy, niemal pusty kurort – nic więcej nie trzeba, by poczuć się zrelaksowanym i czerpać energię ze słońca. Pomiędzy stolikami przechadzają się pawie, a z pomostu słychać śpiewane w pobliskiej wiharze mantry.
Wybór wyspy padł w związku z opiniami, że jest mniej zatłoczona i skomercjalizowana niż pozostałe – co zresztą okazało się prawdą. Nie znaczy to oczywiście, że nie można tu znaleźć wszystkich możliwych atrakcji i całkiem niezłej infrastruktury. By nie rozleniwić się zupełnie, decydujemy się też na kilka atrakcji oferowanych na wyspie między innymi na całodniową wycieczkę po lazurowych wodach, przeplataną zwiedzaniem kilku okolicznych wysp oraz snurkowaniem i podziwianiem rafy koralowej.
Na Koh Chang znajdują się też dwa rezerwaty słoni. Obserwowanie tych majestatycznych i pięknych zwierząt z bliska, ich karmienie, jest niezapomnianym doświadczeniem.
Na samej wyspie jest kilka bardziej lub mniej rajskich plaż. Najbardziej znana jest chyba White Sand Beach – nieco zatłoczona, ale z dużą ilością przyjemnych knajpek. W pobliżu znajduje się nocny targ, gdzie możemy codziennie ucztować, wybierając z bogatej oferty knajpek, ale przede wszystkim street foodu. Równie popularna i zdecydowanie bardziej komercyjna jest Lonely Beach.
Wieczorem obserwujemy światła przystani. Z wody wynurzają się ciemne grzbiety wyspy. Szum morza, hałasy z dżungli gwiazdy, zimna Singha. Powrót z tego miejsca wydaje się niemal nierzeczywisty.